Konkurencja czy ręka w rękę?

Restuaracje
Wczoraj wybrałem się na kolację na poznańską Śródkę, miejsce do którego pies z kulawą nogą bał się zajrzeć by futra nie stracić. Dzisiaj dzięki działaniom takich ludzi jak. m.in. Gerard Cofta (trochę prywaty, wujek mojej żony) udało się zmienić obraz tego miejsca. Kwitnie tu gastronomia, otwiera się lokal przy lokalu, hipsterzy pieją z zachwytu, że to taki poznański Kazimierz. Tu cieszy oczy mural trójwymiarowy, który w tym roku w konkursie National Geographic został wybrany jednym z "7 nowych cudów świata". Ja udałem się do nowej restauracji "dynx".

POLECAMY

To był nie tylko kulinarnie dobrze spędzony czas, ale także owocnie - na rozmowie z współwłaścicielką lokalu, panią Beatą Mazelą, którą spotykałem wcześniej podczas organizowanych w SPOT. warsztatów przed świętami, kiedy to poznańscy politycy, samorządowcy wspólnie gotowali. Tematów było wiele, ale jednym z bardziej istotnych było różnie odbierane pojęcia konkurencji w gastronomii. Czy istnieje?

Postawię odważną tezę, że nie. Oczywiście kiedyś w Polsce istniała, jak ktoś chciał otworzyć restaurację, ale na tej samej ulicy już była, to wolał znaleźć lokal dwie dzielnice dalej, by konkurencja go nie zjadła. No, ale nie byłoby Nowy Jork 5th Av., albo londyńskiego Soho, ale także krakowskiego Kazimierza, łódzkiej Off Piotrkowskiej, czy poznańskiego City Parku i Starych Koszar oraz Taczaka, Mickiewicza czy Śródka. Wiele z tych miejsc stało się modnych, a ulice zapomniane, często okryte złą sławą, świecą pełnym blaskiem.

Wciąż w Polsce, zwyczaj...

Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 6 elektronicznych wydań,
  • nieograniczony – przez 365 dni – dostęp online do aktualnego i archiwalnych wydań czasopisma,
  • ... i wiele więcej!
Sprawdź szczegóły

Przypisy