Słabym jednak ogniwem promocji są darmówki udzielane bez głowy. Kiedy widzę w restauracji napis tanie lunchy, tanie obiady to omijam to miejsce szerokim łukiem. Taniość kojarzy mi się z bylejakością i produktami kupowanymi na promocjach i wyprzedażach. Nie, dziękuję. Fatalnie jest kiedy restauracja o dobrej renomie, chcąc wypromować swoje np. śniadania i krzyczy - u nas najtaniej. A można inaczej. Dzisiaj lunch za 15 złotych. To samo, a jak inaczej brzmi. Nie korzystam także z miejsc, gdzie są rabaty na jedzenie np. 15 procent na kolację albo kieliszek wina gratis. Pierwszy komunikat dla gości – chcą coś wypchnąć, bo im nie idzie i szukają naiwnych. Drugi komunikat bardziej dogłębny – dlaczego zapłaciłem tydzień temu 40 złotych za dorsza, a w tym tygodniu kosztuje on 30 złotych. Czyżbym wtedy zapłacił nie tylko za jedzenie i wszelkie przyległości związane z prowadzeniem lokalu, ale także dorzucił się do ferrari dla właściciela. I trzeci komunikat wiążący się z drugim, w tej restauracji zarabiają na mnie dużo lub mniej – zależy od okoliczności. Poza tym słowa rabat, promocja są dobre dla marketów, ale nie do restauracji. Tu nie przychodzimy tylko jeść, ale spędzać czas. Czy szanujący się teatr sprzeda bilet na spektakl z rabatem? Nie, co najwyżej zaprosi na spektakl z kieliszkiem prosecco. Czy na...
Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 elektronicznych wydań,
- nieograniczony – przez 365 dni – dostęp online do aktualnego i archiwalnych wydań czasopisma,
- ... i wiele więcej!